niedziela, 8 grudnia 2013

   Cóż trzeba było podjąć pewne kroki i skierować troszkę swojej energii na tworzenie projektu pod nazwą "Własna firma". Skoro pojawiły się ku temu możliwości, które nie wymagają praktycznie żadnych nakładów na start, a lista potencjalnych chętnych stale i bardzo szybko rośnie - cóż - trzeba iść w tym kierunku. Jedynym problemem jest to, że te zajęcie mogę traktować bardziej hobbystycznie bo w żaden sposób mnie nie "kręci", ale z drugiej strony daje pewny i dość pokaźny zastrzyk gotówki.

   W każdym razie nie zamierzam przestawać szukać zatrudnienia nie tyle stałego - bo praca jako praca to nie do końca to o co mi chodzi - co interesującego. Głównie zależy mi na rozwoju i dlatego cały czas w jakiś sposób staram się rozwijać i uczyć. Z oczywistych względów cały czas interesuje się wszystkim co związane z HR i zatrudnieniem. Czytam kilka blogów z tym związanych - CV EKSPERT - i na jednym udało się wygrać śmieszny konkurs za który otrzymałem dwa e-booki:

  • Interwiu - czyli co dzieje się za kulisami rozmów o pracę,
  • Jak dostać dobrą pracę,
Co mogę powiedzieć o tym pozycjach? Jeśli chodzi o "Jak dostać pracę" raczej nic powalającego, kilka porad, które w sumie są ogólnie dostępne. Wciągać może i wciągnie - łyknąłem w jeden dzień chociaż nie jestem wielkim zwolennikiem czytania - natomiast jeśli chodzi o złotą zasadę, baaa nawet srebrną to takiej nie znalazłem. Jeśli natomiast chodzi o drugą pozycję to jest znacznie dłuższa i muszę przyznać, że niektóre elementy są dość ciekawe po za tym, że udało mi się ułożyć w głowie pewne elementy, które z całą pewnością wykorzystam podczas spotkań rekrutacyjnych to nakłoniło mnie to do założenia swojego profilu na portalach takich jak chociażby http://www.linkedin.com/ zobaczymy czy wniesie to coś pozytywnego do mojego życia zawodowego, myślę, że tak... druga pozycja naprawdę pozwoliła mi zrozumieć jedną rzecz, jeśli jesteś dobry - a ja taki jestem pomimo, że jeszcze nie mogę tego w zbyt wielu sytuacjach pokazać - to Twoja branża to bardzo małe środowisko, w którym dobre posady zdobywa się przez polecenia, które wsparte doświadczeniem tworzą mieszankę "100% satysfakcji".

Oprócz tego - chyba pierwsza pozycja - stworzyłem sobie ścieżkę kariery, którą bym chciał zrealizować na przestrzeni kilku najbliższych lat. Opisana w ebooku, sytuacja, że można dojść od pracownika fizycznego do stanowiska dyrektorskiego w ciągu 5 lat. Wydaje mi się troszkę oderwana od rzeczywistości i poparta raczej niewielkim procentem przypadków. Powód jest prosty wiele firm dyrektora z wiekiem poniżej 30 lat i brakiem 3 letniego doświadczenia na tym stanowisku raczej nie zatrudni... papier przyjmnie wszystko. Natomiast moje aspiracje - póki co - w stanowiska dyrektorskie nie celują więc mogę powiedzieć jedno - jeśli jesteś dyrektorem, nie lękaj się mnie.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

   No i wyrazy uznania, dla Pań, które zdeklarowały się, że odpowiedź zwrotną otrzymam - rzeczywiście otrzymałem. Chociaż może nie taką na jaką liczyłem, ale zawsze taka forma odpowiedzi jest zdecydowanie lepsza, aniżeli brak jakiejkolwiek. Troszkę śmieszne jest to, że człowiek kandydujący na stanowisko jako coś wyjątkowego traktuje informacje zwrotną. Przecież to powinien być standard, ani możliwość.

   Osobiście jestem pamiętliwy i na pewno za 3-4 lata - bo tak można wnioskować śledząc rynki - kiedy sytuacja się zmieni i rynek "pracodawcy" ustąpi miejsca rynkowi "pracowników" niektórych pracodawców będę omijał szerokim łukiem. Gdzieś ostatnio przeczytałem - i słusznie - że pracodawcy, którzy traktują troszkę po macoszemu działy HR mogą się lekko za te kilka lat zdziwić. Zresztą pewnie nie tylko ja, ale również wielu z Was zauważyło, że niektórzy rekruterzy nie mają w zasadzie żadnych kompetencji do prowadzenia rozmów o pracę - przynajmniej na niektóre stanowiska. Jednak tutaj znowu w trakcie takiej rozmowy pojawia się "czerwona lampka" - przynajmniej taka powinna się pojawić - że to ta osoba, z którą rozmawiamy może nas przyjąć do pracy bądź też nie - i wcale nie ze względu na nasze kwalifikacje czy ich brak. Dlatego chcąc nie chcąc trzeba zacisnąć zęby i nie uświadamiać rekrutera, że się kompromituje nie znając w ogóle specyfiki danego stanowiska.

środa, 27 listopada 2013

   Mija tydzień od ostatniej wizyty na rozmownie i w dalszym ciągu ta denerwująca cisza w telefonie. Z jednej strony nauczony poprzednimi sytuacjami już jako "weteran" rozmów kwalifikacyjnych powinienem wiedzieć, że zdanie - odezwiemy się do Pana - wcale nie musi oznaczać gwarancji odpowiedzi... jednak tutaj sytuacja wyglądała zupełnie inaczej, więc pozostaje czekać, dalej.

   Swoją drogą można powiedzieć, że dzisiaj pstryknął mały jubileusz bo na jednym z portali zaaplikowałem po raz setny. W sumie nie wiem czy to powód do radości czy raczej smutku, że pomimo tylu zgłoszeń w dalszym ciągu pracy nie ma. Być może sytuacja nie jest jeszcze taka tragiczna, w końcu szukam pracy dopiero - o Boże... aż! - 3 miesiące. Chociaż jak zestawie swoje wyniki z wynikami innych, którzy pozostają w błogim stanie bezrobocia ponad kilka lat, to moja sytuacja nie wygląda aż tak tragicznie - przynajmniej widzę, że może być jeszcze gorzej.

   Robić jakieś podsumowanie byłoby raczej idiotyzmem, patrząc na ilość wysłanych ogłoszeń pewnie łącznie byłoby ich już jakieś 150 w przybliżeniu, z których może 30% pasowało bardzo dobrze do mojego profilu i oczekiwań. W sumie nie było źle jeśli chodzi o rozmowy bo odbyłem ich ponad 10. Denerwuje tylko fakt kosztów jakie poniosłem bez osiągnięcia oczekiwanego rezultatu w tym przypadku otrzymania pracy. Jedyna korzyść o której mogę śmiało napisać to lepsza umiejętność radzenia sobie ze stresem, który notabene na pierwszych rozmowach często mnie paraliżował, a w tej chwili radze sobie z nim już całkiem dobrze. Oprócz tego znowu zacząłem czytać jak dobrze przygotować się do rozmowy, jak poprawić swoje dokumenty, które uważam, że są jednak dobre skoro odzew na nie jest całkiem spory.

... no cóż idą święta i niestety już wiem, że będą mimo wszystko dość smutne w tym roku z dużą ilością niepokoju i smutku, zamiast radości i uśmiechu.

wtorek, 19 listopada 2013

No i dzisiaj kolejna "job interview" za mną,  jedna z bardziej sympatycznych, chociaż stosunkowo, krótkich. Miałem wrażenie, że rozmowa za zadanie miała bardziej unaocznienie mojej osoby potencjalnemu pracodawcy, aniżeli jakieś dokładne badanie...

W każdym razie dojazd i powrót z rozmowy zajął mi ok. 2 godzin, gdzie samo spotkanie trwało dokładnie 12 minut, przejechane łącznie 91 km, chociaż jakieś 5 można zaliczyć na poczet mojego "błądzenia", w każdym bądź razie licząc 22 dni pracy na  +- 1900 km miesięcznie muszę się niestety nastawiać, co powoduje, że same dojazdy będą mnie pewnie kosztować jakieś 400-500 zł oraz dodatkowe godziny spędzone w aucie.. oczywiście o ile otrzymam pozytywną odpowiedź.

Sama rozmowa miała bardzo ciepły charakter Pani od samego początku do grzecznościowej formy Pan dodawała moje imię, niby szczegół, ale uwierzcie... potrafi rozluźnić atmosferę i wprowadzić pozytywny klimat. Po przeczytaniu jeszcze raz dokumentów Pani zadała kilka, ale bardzo ogólnych pytań ukierunkowanych raczej na potwierdzenie tego czego firma oczekuje oraz tego co zawierało moje CV. Swoją drogą była to pierwsza ofertą, w której nie musiałem dosłownie nic dodawać, a moje dokumenty idealnie komponowały się z oczekiwaniem pracodawcy. Dodam też, że jeśli jest możliwość kandydowania na stanowisko ściśle związane z naszymi zainteresowaniami oraz doświadczeniem - tak jak w tym przypadku - dużo łatwiej się obronić z prostego powodu, że czujemy temat. Nie trzeba błądzić po omacku w poszukiwaniu idealnej odpowiedzi. Pomimo kilku rozmów, w których miałem większą bądź mniejszą przyjemność uczestniczyć to było pierwsze spotkanie, które pasowało mi pod każdym względem jeśli efekt będzie pozytywny... to cóż. Tylko się cieszyć.

Na pewno zadowolony jestem również z zapewnienia, że odpowiedź zwrotna zostanie przekazana na 100% bez znaczenia, czy będzie negatywna czy pozytywna, chociaż w przeszłości również takie zapewnienia już otrzymywałem... w każdym razie czas pokaże.

poniedziałek, 18 listopada 2013

Troszkę czasu minęło.

Nie mniej nie zmieniło się zasadniczo nic. W dalszym ciągu szukam i powiem szczerze - coraz mniej mi się chce - nie dziwie się ludziom, którzy od kilku lat nie mogą znaleźć stałej pracy. Jak wielki poziom frustracji muszą czuć osoby, które na utrzymani oprócz siebie mają całe rodziny.

Piszę to jako osoba, kreatywna z "średnio" dobrym, ale zawsze wykształceniem do tego jakieś doświadczenie zawodowe też posiadam, jestem młody - tak mi się bynajmniej wydaje - więc mogę jeszcze trwać w nadziei, że lepsze czasy nastaną - co mają powiedzieć osoby, które z dnia na dzień odwlekają to co nieuniknione? - Nie mam pojęcia. W każdym razie w zeszłym tygodniu doznałem lekkiego szoku, kiedy zadzwonił telefon - numer widoczny, ale nieznany - odebrałem i odezwała się Pani, całkiem sympatyczny głos, który zapytała, czy znam się na obsłudze AutoCad - zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że nie. Swoją drogą to pierwszy raz od bardzo długiego czasu ktoś z urzędu wykazał chodź minimalną inicjatywę, żeby znaleźć mi pracę. W między czasie odbyłem jeszcze jedną rozmowę w zakładzie koło mojej miejscowości. Pani zadzwoniła i zapytała czy wciąż jestem zainteresowany - swoją drogą słusznie bo ofertę wysyłałem we Wrześniu - jeśli tak to zaprasza mnie na rozmowę. Oczywiście udałem się do firmy, gdzie prawie godzinę czasu czekałem na rozmowę bo wszyscy byli zajęci - Panie w kadrach jednak były sympatyczne i czas jakoś upłynął - w między czasie doszło dwóch innych kandydatów nie wiem, dlaczego, ale przyjechałem na rozmowę o pracę na stanowisko, które nie było mi do końca znane - przez telefon nikt nie udzielił mi informacji, bo sam w sumie o to również nie pytałem - i w moim ubiorze czułem się wyjątkowo dziwnie, dżinsy, marynarka i biała koszula - nie zbyt oficjalnie, ale z poszanowaniem, dla rozmówcy - jednak słuszność takiego wyboru była chyba niewłaściwa kiedy wszedł pierwszy konkurent gość w dresach z łańcuchem na łapie, praktycznie przez cały czas bawił się telefonem i tak jakby nie bardzo był czymkolwiek innym zainteresowany, chwile później wchodzi następny Pan, ten już ubiór pomiędzy mną, a kolegą w dresach, jednak na pierwszy rzut oka brakowało mu pewności siebie - dziwnie milczał i bujał się na tym krześle, jakby szedł na ścięcie. Po następnych nastu minutach przyszła osoba, która zabrała nas na "zakład" Pan kierownik czy ktoś w ten deseń. Przeczytał papiery, opowiedział na czym polega praca - nic trudnego, ale trzeba się nauczyć - i powiedział, że zadzwoni popołudniu i powie na którą mamy przyjść w poniedziałek. Jak się można domyślić Pan zadzwonił, ale oferta już nie była aktualna - i mogę się tylko domyślać, że moje pytania odnośnie możliwości rozwoju wewnątrz firmy i wspomnienie o tym, że czekam na odpowiedź z innej firmy nie miały nic wspólnego z tym, że zatrudniony nie zostałem.

Kolejna nauka więc jest taka... zero sentymentów i uczciwego podejścia. Jeśli masz inną ofertę, ale czekasz na odpowiedź, nie wspominaj o tym. Lepiej się zwolnić po tygodniu niż tak jak ja powiedzieć, że ma się inne możliwości i dalej nie pracować, ani tutaj, ani tam.

poniedziałek, 14 października 2013

Wczoraj wieczorem kiedy przeglądałem obowiązkowe pozycje w sieci spotkałem się po raz kolejny ze stwierdzeniem - Żeby znaleźć w Polsce pracę trzeba mieć znajomości. Nie ukrywam, że też jestem przedstawicielem takiego zdania. Wielu się wydaje - szczególnie tym, którzy dawno pracy nie szukali - że znalezienie pracy to tylko i wyłącznie dobra wola danej osoby, niekoniecznie...

O ile jestem z tych, którzy uważają, że praca i możliwości zarobku w Polsce są... to uważam, że nie dla każdego. Praca, której jest pod dostatkiem to praca, dla osób nieoczekujących nic od pracodawcy, czyli mogących pracować na umowę zlecenie lub czasem nie - wyjaśniam, że do samej formy umowy zlecenie nic nie mam - z płacą zasadniczą oscylującą w okolicach minimalnej. Druga grupa osób, które spokojnie mogą pracować, bez znajomości to osoby, których doświadczenie jest już liczące się na rynku - zresztą pisałem o tym również w pierwszym poście. Co do tego wszystkiego mają znajomości...

Czasami nie wiem do końca jaki był cel jednej czy drugiej rekrutacji, która tak naprawdę zakończyła się zanim jeszcze pierwsze ogłoszenie powędrowało do "sieci" czy gazet branżowych. Szczególnie tego typu praktyki można zauważyć we wszystkich urzędach. Prawo na nich narzuca organizowanie konkursów praktycznie na każde możliwe stanowisko, a jak to wygląda naprawdę, spotkałem się z kilkoma dość pospolitymi metodami, które pewnie wyczerpują temat w jakiś 90%.
  • Konkurs pod kandydata. Chyba każdy o tym słyszał, jest to prosta metoda, która umożliwia zminimalizowanie liczby potencjalnych kandydatów do 1... 
  • Brak informacji o konkursie. Oczywiście sam brak informacji jest niedopuszczalny bo takiej informacji wymaga prawo, jednak informacja, która jest zamieszczona na mało popularnej stronie urzędu w kolejnej entej zakładce raczej ogranicza ilość dotarcia do niej potencjalnych zainteresowanych, uwaga do... 1 osoby...
  • Ostateczna decyzja - nie musi być najlepszą. Jeśli już się stanie, że ktoś przypadkiem spełnia specjalne wymogi i jakimś cudem dotarł do zakładki o konkursie to i tak w rywalizacji bezpośredniej polegnie, dlaczego? Bo tak czy inaczej oceny kompetencji dokonuje ostatecznie wójt, burmistrz czy inny urzędnik, który zwycięzcę znał już na samym starcie.
Firmy prywatne wcale nie działają zupełnie inaczej, polecenia były i będą to jest zrozumiałe, a patrząc na stopę bezrobocia na poziomie 13% można przypuszczać, że w każdej firmie pracują osoby, które w kręgu swojej rodziny bądź bliskich znajomych mają kogoś kogo mogą śmiało polecić na dane stanowisko. Tutaj sytuacja się troszkę zmienia i zależy głównie od tego w jak dobrych stosunkach dana osoba polecająca żyje z kadrowym czy inną decyzyjną osobą.

Nieprzekonanym podam prosty przykład urząd pracy w mojej pięknej i malowniczej miejscowości 2 lata temu - mniej więcej - jako osoba bezrobotna udaję się do tego urzędu ponieważ otrzymałem propozycję stażu od firmy, ostatnią formalnością było iść do urzędu i poprosić o przydział. Cóż zdarza się i tak, że pieniądze dawno się skończyły i niestety staż mi przyznany być nie może - Myślę sobie no jasne, przecież nie dołożą z własnej kieszenie. Nie mniej całkowicie przypadkowo mój ojciec - prywatnie znajomy dyrektora tejże placówki - postanowił udać się do PUP w mojej sprawie, jako dobry syn postanowiłem mu potowarzyszyć. Nie muszę chyba mówić, że po 10 minutowej rozmowie ojca z dyrektorem pieniądze naglę się pojawiły - w domyśle pula dla znajomych? Ustawa tego chyba nie przewiduje - a mina Pani urzędniczki błądzącej wzrokiem z dala ode mnie była bezcenna.

Tak więc jeśli jesteś bezrobotnym bez doświadczenia nie jest najgorzej, ale na brak znajomości już ciężko coś poradzić. Nie będę opisywał historii znajomego, który został zaproszony na rozmowę do jednej z sporej firmy Polskiej, a pierwszym pytaniem jakie usłyszał było ... kto Pana przysłał?


No więc rozpoczął się kolejny tydzień, dla mnie to praktycznie od pewnego czasu bez większej różnicy ponieważ dzień wygląda dość podobnie czy to sobota czy poniedziałek. W zasadzie po przebudzeniu nie bardzo chce mi się wstawać - lenistwo? ... Nie, raczej coraz większe zniechęcenie i brak perspektyw.

W każdym razie rano to pora, w której przeglądam oferty o pracę jeżdżenie po instytucjach sobie odpuściłem z kilku powodów...

  • w mojej miejscowości złożyłem CV w każdej większej firmie odzewu brak - można to przez moje wymagania finansowe (jeszcze o nich nie wspomniałem), chociaż uważam, że bardziej realistycznym powodem jest fakt, że w każdej z tych firm, w której byłem Pani moje podanie bez zapoznania się z nim wrzucała na stertę innych podań, a spotkanie najczęściej kończyło się stwierdzeniem - Nie prowadzimy rekrutacji, redukujemy. Fakt, kiedy byłem się zarejestrować w PUP'ie pomimo, że miejscowość liczy ok. 15 tys. mieszkańców osób do rejestracji stało z 10... z kolei wyrejestrowujących się nie było wcale. 
  • Koszta, w sumie wszyscy potrafią mówić, że lepiej stawić się osobiście - bzdura... W chwili obecnej w wyniku nie tylko globalizacji światowej, ale również takiej na mniejszą skale regionalnej, dla większości zakładów nie ma tak naprawdę znaczenia, jaką formą składamy podanie tak czy inaczej wyląduje najprawdopodobniej na tej samej kupce, a wizyta osobista nie da nam szansy rozmowy, ba często nawet spotkania prawdziwego rekrutera.
  • Czas, nie ukrywajmy zasięg działań przez internet jest o wiele większy i bardziej wydajny
Tak czy siak dzisiaj Poniedziałek ofert jak na lekarstwo. Od miesiąca - bo tyle szukam aktywnie pracy - zauważyłem dwie prawidłowości... Poniedziałek to nie czas na zamieszczanie ofert pracy przez pracodawców oraz drugą piątek to czas zapraszania kandydatów na rozmowy - chociaż nie twierdzę, że to żelazne zależności, które występują w każdym przedsiębiorstwie.

Przeważnie na czynności związane z szukaniem pracy poświęcam ok. 2-3 godzin dziennie - Nie wiem czy to dużo czy to mało. Wystarczająco, ażeby przelecieć 3 główne portale + tablicę. Swoją drogą na tablicy często zdarzają się takie rodzynki, że szkoda gadać, ale że człowiek jest już w pewnym sensie zdesperowany nie zostaje mu nic innego jak próbować.

Ostatnia sytuacja z tablicy...

Ogłoszenie mało profesjonalne w sumie bez żadnego opisu stanowiska, tylko 3 bardzo podstawowe wymagania odnośnie kandydata - pewnie 90% czytających je spełnia - postanowiłem wysłać CV jak proszono, dołączyłem referencje... list sobie podarowałem bo ani nie był wymagany, ani stworzenie go nie było by proste w sytuacji gdzie człowiek nie zna, ani nazwy firmy, ani stanowiska, na które rekrutują... ba nawet ogólnego zakresu obowiązków. Dopisałem tylko, w treści, że jeśli moja oferta spotka się z akceptacją proszę o więcej informacji telefonicznych.

Następnego dnia byłem na basenie - jedna z rzeczy, która jeszcze trzyma mnie przy zdrowiu psychicznym - po wyjściu zauważyłem, że numer, którego nie miał próbował się, ze mną skontaktować postanowiłem oddzwonić odebrał facet, który przedstawił się jako - CYFROWY POLSAT - nie przypominałem sobie, żebym do nich kandydował, ale cóż dostałem propozycję spotkania w biu... nie, w jednej z Toruńskich kawiarni przy kinie - Mówię sobie, a co tam, ale że miałem wątpliwości powiedziałem, że do godz. 20 oddzwoni czy się stawie (Była 18.00), facet powiedział, że nie ma problemu...

Wróciłem do domu przejrzałem miejsca, gdzie wysyłałem CV i się potwierdziło do CYFROWEGO POLSATU nie wysyłałem, czyli to pewnie jedno z ogłoszeń z tablicy gdzie prosiłem o więcej informacji telefonicznie bądź na e-mail. Dzwonie... facet odebrał więc przedstawiłem mu jak wygląda sytuacja i poprosiłem o więcej szczegółów - w zasadzie jakiekolwiek szczegóły - odnośnie pracy... w tym momencie zaczęło się kręcenie, jąkanie i zdziwienie? Facet stwierdził, że takie informacje może przedstawić, ale tylko na rozmowie w cztery oczy na spotkaniu - Zapytałem czy rozmowy przez telefon nie uważa, za rozmowę w 4 oczy. Facet zaczął jeszcze bardziej się jąkać, kręcić... w każdym razie podziękowałem grzecznie za poświęcony czas.

Uważam, że szczytem nieprofesjonalizmu jest oczekiwać od kandydata, żeby stawił się 50 km od miejsca zamieszkania na rozmowę o pracę, o której potencjalny pracodawca nie chce powiedzieć kompletnie nic. Jak się domyślam oferta jest na tyle nieatrakcyjna, że pewnie większość rezygnowała już w trakcie rozmowy telefonicznej, dlatego pewnie zmienili strategie.

No nic szukamy dalej...

niedziela, 13 października 2013

Początek.

Jak się domyślam w chwili obecnej czytelników będzie niewielu, w każdym razie zamiarem tego bloga, jest przedstawienie polskiej rzeczywistości, z którą spotka się każdy przysłowiowy Kowalski, który skończy swoją edukację (niezależnie na jakim poziomie) i będzie chciał znaleźć pracę, w której otrzyma coś więcej aniżeli umowa zlecenia za najniższą bez perspektyw awansu czy rozwoju.

Zapewne wiele osób oburzy taka czy inna postawa, że niby od czegoś trzeba zacząć. Prawda jest taka, że jeśli młody człowiek (za takiego się uważam) nie posiada doświadczenia, a jedyne co może zaoferować to zapał i uczciwość to niewiele na was czeka. W tej chwili główną kompetencją w 70% zakładów są znajomości. Nie muszę chyba mówić, że ta kompetencja nie gwarantuje pracodawcy zdobycia dobrego pracownika? Dlaczego więc w dalszym ciągu jest tak ceniona nie do końca mogę sobie odpowiedzieć na to pytanie. Optymiści zapewne dostrzegą pozostałe 30%, które nam pozostaje... tylko 20 jest zarezerwowane, dla ludzi z doświadczeniem, którzy z jakiegoś powodu chcą zmienić miejsce pracy, bądź chcą na rynek powrócić. Tutaj Was nie zawiodę ostatnie 10% jest, dla ludzi młodych bez doświadczenia, którzy mogą chętnie rozpocząć swoją karierę zawodową od roznoszenia ulotek, rozwożenia pizzy bądź innych ciekawych prac, które być może dadzą jakiś zarobek żeby przeżyć, ale nie dadzą żadnych kompetencji do tego, aby być bardziej konkurencyjnym.

Oczywiście, że firmy się rozwijają natomiast oferty skierowane, dla ludzi młodych, którzy chcą się rozwijać stanowią może jakiś promil wszystkich co za tym idzie? 350... może 500 podań na jedno miejsce. Ostatnio miałem przyjemność uczestniczyć w jednej rozmowie, bardzo dobrze prezentująca się firma, spora, bez negatywnych opinii w sieci (pierwszy raz mi się to zdarzyło) więc pomyślałem jest dobrze ktoś zadzwonił. Na miejscu muszę przyznać bardzo profesjonalna rozmowa z dyrektorem (chyba handlowym) w pytaniu na rozluźnienie padło ciekawe stwierdzenie, że powinienem być zadowolony, bo jestem już wśród 20 najlepszych - myślę sobie dobry znak. Zadałem jednak pytanie ile było zgłoszeń, kiedy otrzymałem odpowiedź, że 350, wtedy naprawdę zrozumiałem jak duża w naszym kraju jest skala bezrobocia. Oczywiście po rozmowie otrzymałem zapewnienie, że informacja zwrotna nadejdzie do końca tygodnia, od tego czasu minęły już dwa. Swoją drogą czy to taki wysiłek, żeby do 20 osób zadzwonić? Jest to raczej jedna z tych negatywnych praktyk większości zakładów. Szkoda, bo pomimo, że pewnie niewiele ich to obchodzi moja opinia o ich firmie zmieniła się z profesjonalnej na ...

To jedna z historii, których pomimo, że pracy szukam od końca sierpnia jest już kilka. Postanowiłem założyć tego bloga, z jednego powodu, żeby pokazać pewne nieprawidłowości w funkcjonowaniu nie tylko pracodawców, ale również urzędów i instytucji, które zamiast pomagać ludziom, bo taki jest ich obowiązek, robią wszystko, ażeby takie osoby upokorzyć.